image1 image2 image3

sama waga Wypowiedź współpracownika naszej Kancelarii dla Expresu Bydgoskiego

30.03.2013 | j.sz.

W Expresie Bydgoskim w dniu 25 marca 2013 roku ukazał się artykuł redaktora Jacka Kiełpińskiego pt: Polska wojna o jeziora.

Artykuł przedstawia w przystępnej formie problematykę nacjonalizacji jezior, czy też ogólnie gruntów pokrytych wodami w Polsce.

<Czytaj cały artykuł>

Współpracownik naszej Kancelarii – pan Jakub Sznajder udzielił w związku z artykułem obszernej wypowiedzi, której fragmenty prezentujemy poniżej:

(fragment artykułu „Polska wojna o jeziora”, autor: Jacek Kiełpiński, Express Bydgoski, wydanie internetowe z dnia 25 marca 2013 r.)

 „Jezioro traci się bardzo prosto

Jakub Sznajder, prawnik, pracownik Uniwersytetu Rzeszowskiego. Monitoruje kilkadziesiąt spraw, dotyczących własności jezior w całym kraju.

Polska konstytucja stanowi, że wywłaszczenie jest możliwe jedynie na cele publiczne i za słusznym odszkodowaniem. Prawo unijne mówi, że wody płynące to rzeki, a stojące to jeziora.

Ratyfikowana przez Polskę konwencja o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności chroni własność prywatną. Tyle teorii, a w praktyce:

W 1971 roku Sąd Najwyższy stwierdził, że w ustawie Prawo wodne z 1962 roku dokonano nacjonalizacji gruntów pokrytych wodami płynącymi, w tym i jezior. Na próżno jednak szukać w tej ustawie przepisów nacjonalizacyjnych. Ustawowa definicja wód płynących jest wręcz rozbrajająco nieprecyzyjna, co ciekawe, obecnie nawet inna niż w 1962 roku. Nie mamy w Polsce również systemu prawa, opierającego się na precedensie sądowym. Nie przeszkadza to jednak organom państwa, by do dziś bezkrytycznie powtarzać orzeczenie Sądu Najwyższego z 1971 roku, tak jakby w 1989 roku w Polsce nie zmienił się ustrój.

Jezioro traci się bardzo prosto. W skrócie wygląda to tak: marszałek województwa pozywa właściciela przed sądem cywilnym i sąd prostuje treść księgi wieczystej - wykreśla właściciela i na jego miejsce wpisuje skarb państwa, wychodząc z założenia, że od 1962 roku powinien tam figurować. Starosta powiatu wydaje kilka decyzji administracyjnych, m.in. wytycza linię brzegową jeziora, przenosi grunt pod wodą do zasobu nieruchomości skarbu państwa, a wodę oddaje w zarząd marszałkowi. RZGW ustanawia na jeziorze obwód rybacki i oddaje go w dzierżawę. Koniec. Właściciel ma na pamiątkę: akt własności, faktury za zarybienia i utrzymanie jeziora, musi zapłacić koszty sądowe - nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych i – co najlepsze - nie dostaje absolutnie żadnego odszkodowania! W 2001 roku przyjęto jednostronicową ustawę, która przewiduje dla właścicieli rekompensaty, przyznawane na podstawie odrębnych przepisów, ale ich nigdy nie uchwalono. (...)"